Przez zupełny przypadek natrafiłem przed chwilą na wywiad, jakiego Onetowi udzielił wiceprezydent Łodzi, pan Ireneusz Jabłoński. Bezpartyjny. Inżynier.
MG: Czyli wracamy do sprawy słynnej "pancernej brzozy". Tej, która według PiS-u nie miała prawa się złamać po tym, jak uderzył w nią samolot? Tyle że dla każdego jest chyba oczywiste, że jeśli jadę samochodem i uderzę w drzewo, to szybciej samochód się rozpadnie, a drzewo zostanie. I tak samo chyba było z samolotem.
IJ: Mnie tak nie uczono, a jestem inżynierem. Wszystko zależy od masy drzewa i masy uderzającego, w tym przykładzie samochodu. Taka brzózka powinna się ugiąć nawet pod ciężarem dorosłego człowieka, o samolocie nie wspominając. To są podstawowe prawa fizyki newtonowskiej. I dlatego dowodów na to, że zamachu nie było, wciąż nie mamy.
..Co było przyczyną rozpadu samolotu, nie wiem. Wiem, że opowiastki o tym, że przyczyniła się do tego brzoza, która nawet pod moim ciężarem powinna się ugiąć, urąga elementarnej logice.
Na szczęście pan Jabłoński zawodu inżyniera, z tego co zrozumiałem, nie wykonuje.
Ale na miejscu J.M Rektora Politechniki Łódzkiej rozważyłbym pomysł kompleksowego przeglądu oferowanych na tej uczelni kursów Fizyka I, bo nie wszyscy absolwenci znajdą sobie robotę w polityce, a i rynek pracy beznarzędziowych drwali nie jest przesadnie chłonny.